29 października 2014

Gdzie kupować waluty? Kantor internetowy czy platforma wymiany walut?

Gdzie kupować waluty? Kantor internetowy czy platforma wymiany walut?


Autor: Monika Szyszko


Dziś, chcąc zakupić waluty obce mamy wiele możliwości do wyboru. Tradycyjnie można udać się do kantoru. Wybierając tę opcję nie należy jednak nastawiać się na uzyskanie korzystnej dla nas ceny.


Sytuacja wygląda jeszcze gorzej w przypadku kupowania waluty w banku. Gdy operujemy niewielkimi kwotami różnice kilku groszy nie mają dla nas większego znaczenia. Niezależnie jednak od tego, czy kupujemy walutę za kilkanaście, czy kilka tysięcy, chyba warto kupić ją po najkorzystniejszym kursie. Dziś, w dobie wszechobecnego internetu, najlepszych zakupów dokonamy bez konieczności wychodzenia z domu. Naprzeciw naszym potrzebom wychodzą ze swoją ofertą kantory internetowe i platformy wymiany walut. To te dwie formy działalności zdobywają coraz więcej klientów w tej gałęzi usług finansowych. Platformy oferują korzystniejsze kursy wymiany w porównaniu do kantorów internetowych, ale mają swoje ograniczenia. W platformach wymiany walut to użytkownicy, za pośrednictwem platformy, sprzedają sobie waluty po ustalonym przez siebie kursie. Mamy dzięki temu pewność, że kupujemy najtaniej.

Ograniczeniem platform jest zawężenie ich działalności do wymiany czterech głównych walut (euro, dolara amerykańskiego, funta brytyjskiego i franka szwajcarskiego), ponieważ to głównie tymi walutami operują ich użytkownicy. Kantory, nie tylko te internetowe, zaczynają specjalizować się w sprzedaży i wymianie mniej popularnych walut. Innym atutem kantorów internetowych jest posiadanie przez nie kont w wielu bankach. Jest to istotne dla klienta, ponieważ przelewając swoje pieniądze na rachunek w tym samym banku, w którym posiada konto nie ponosi on kosztów jak przy przelewie międzybankowym. Dodatkowo cała operacja trwa tylko chwilę, co pozwala zaoszczędić sporo czasu. Ostra konkurencja wśród kantorów internetowych i platform wymiany walut stwarza coraz dogodniejsze warunki dla ich klientów i pozostaje mieć nadzieję na utrzymanie się tej sytuacji.


kantor internetowy

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jakie informacje o nas znajdują się w Biurze Informacji Kredytowej (BIK)?

Jakie informacje o nas znajdują się w Biurze Informacji Kredytowej (BIK)?


Autor: kubarefer


W czasach, gdy prywatność każdego z nas może zostać naruszona czy skradziona, coraz częściej kontrolujemy ilość i rodzaj danych, jakie przekazujemy różnym firmom czy instytucjom. BIK to instytucja przechowująca chyba najważniejsze dla nas informacje - finansowe.


Biuro Informacji Kredytowej, oprócz danych dotyczących niespłaconych na czas kredytów, ma w swojej bazie cały szereg informacji, o których często my sami nie mamy pojęcia. Okazuje się bowiem, że BIK otrzymuje od banków wiedzę nie tylko o naszej negatywnej historii kredytowej, ale także wszystkie dane powiązane z naszymi finansami.

Jak mówi nam jedna z informacji na stronie BIK: "Informacje znajdujące się w BIK dotyczą wszystkich rachunków kredytowych, jakie prowadzą lub prowadziły banki, a więc zarówno tych obsługiwanych prawidłowo, jak i tych, które spłacane są lub spłacane były nieterminowo. Innymi słowy: BIK przetwarza wszystkie informacje przekazane przez bank; zarówno pozytywne (kredyty spłacane terminowo), jak i negatywne (kredyty spłacane z opóźnieniem)".

Oprócz tego, Biuro Informacji Kredytowej ma w bazie wszystkie nasze dane personalne, które przekazaliśmy bankowi podczas zakładania konta osobistego czy zaciągania kredytu gotówkowego. Informacje takie są oczywiście pilnie strzeżone, ale udostępniane innym bankom w chwili, gdy wnioskujemy o kolejną pożyczkę lub chcemy przenieść nasze zobowiązania do innego banku.

Właśnie z powodu ogromnej ilości informacji na nasz temat w bazie BIK, tak wielką popularnością cieszą się pożyczki udzielane przez firmy pozabankowe, które nie sprawdzają naszej historii w BIK (tzw. kredyty bez BIK).

Wbrew powszechnej opinii, że BIK archiwizuje i przetwarza jedynie dane z banków, okazuje się, że popularne SKOK-i także podlegają kontroli i udostępniają swoje dane do BIK-u. Jeśli zatem wzięliśmy swego czasu wysokooprocentowany kredyt w Spółdzielczej Kasie Oszczędnościowo-Kredytowej i mieliśmy problem z jego spłatą, dane dotyczące tego zadłużenia także znajdą się w bazie.


więcej informacji na najtanszy-kredyt-gotowkowy.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Kryzys „papierowego złota” początkiem triumfu fizycznego kruszcu.

Kryzys „papierowego złota” początkiem triumfu fizycznego kruszcu.


Autor: Piotr S. Wajda


Historia lubi się powtarzać – tak oto niejeden mógłby podsumować sytuację na rynku złota, łudząco przypominającą tę z jesieni 2008 roku. Wtedy to, ku zaskoczeniu wielu „hurra optymistów”, złoto zanotowało 30-procentową korektę.


Początek tego roku wydaje się być równie niezadowalający dla obecnych i potencjalnych inwestorów, ponieważ wartość metalu osiągnęła niemal 20-procentowy spadek.

Przyczyna niskich notowań kontraktów terminowych na złoto (bo o nich tu mowa) ma kilka źródeł. Zanim kwiecień stał się „przeklętym miesiącem”, w którym to zmasowano zlecenia sprzedaży kontraktów i w efekcie załamano kurs złota, można było dostrzec kilka symptomów zbliżającej się zapaści. Jednym z najistotniejszych czynników stało się wycofywanie przez inwestorów środków z funduszy ETF (przypomnijmy chociażby znanego George Sorosa, który sprzedał 55 procent swoich udziałów w SPDR Gold Trust). W informacyjnym szumie, poddając się znanej ze swojej skuteczności psychologii tłumu, kolejni gracze zaczęli gorączkowo kopiować zachowanie Sorosa. Dodatkowo najbardziej znaczący w branży eksperci stwierdzili jednogłośnie – to koniec hossy na złocie ( Przewiduje ceny złota poniżej 1.000 USD, natomiast Societe Generale „ostrożniej” – do końca 2013 wartość kruszcu ma nie przekroczyć 1375 USD).

Należy też podkreślić, że pobudzająco na wyobraźnię inwestorów podziałała ostatnia plotka (przekazana przez media w formie sensacji), że bank centralny Cypru wyprzedał swoje symboliczne rezerwy kruszcu (13,9 ton). To „wydarzenie” według wielu miałoby wywołać pozbywanie się zasobów przez kolejne europejskie banki. Zewsząd płynące komunikaty o nieopłacalności inwestowania w złoto (spekulacje i zachowania) doprowadziły do trudnej do opanowania paniki wśród funduszy hedgingowych i w efekcie katastrofalnie zaniżyły pozycję złota na Comexie.

Jednak jak pokazuje historia (do której warto ponownie się odwołać), tego typu praktyki mogą stanowić kontarny sygnał kupna kruszcu, który w dalszym ciągu bezdyskusyjnie stanowi jeden z najlepszych sposobów ochrony kapitału przed inflacją.

Spójrzmy tylko na ostatnie praktyki kolejnych banków centralnych, które zwiększają swoje rezerwy metali szlachetnych – Rosja, Kazachstan, Azerbejdżan. Łączny skok zaangażowania tych krajów w fizyczny metal sięga już 75 procent. Rosja w tej chwili posiada 31,8 mln uncji, Kazachstan zakupił już 4 mln uncji, Azerbejdżan 129 tys. uncji. Także Turcja inwestuje w złoto – ostatnio bank centralny w tym kraju nabył 583 tys. uncji i w ten sposób osiągnął sumę 13,73 mln uncji.

Podczas gdy, jak podaje EPFR Global, inwestorzy zaledwie w jednym tygodniu wycofują 883 mln dolarów z funduszy ETF, rynek fizycznego złota zdecydowanie się ożywia. Mennica USA – US Mint 17 kwietnia rekordowo sprzedaje 63,5 tys. złotych monet, Mennica w Australii podwaja sprzedaż, dilerzy z Tokio, Dublina raportują o kilkukrotnym wzroście transakcji.

World Gold Council informuje, że popyt na fizyczne złoto wciąż wzrasta także w Chinach i Indiach, krajach odpowiadających obecnie za ponad połowę światowego zapotrzebowania na kruszec. Statystyki są oszałamiające – w ostatnim półroczu część fizycznego złota, które wykupiły te państwa to 45 procent. Dla porównania w tym samym momencie zeszłego roku było to 29 procent. Detaliczni konsumenci podkreślają – ceny złota wzrosną, bo wciąż zwiększa się popyt na kruszec. Widzimy zatem wyraźnie, że rynek fizycznego metalu zdecydowanie oddziela się od rynku „papierowych obietnic”.

Skąd ten pęd w kierunku królewskiego metalu? Otóż zmasowana produkcja uśmiercającego gospodarkę pustego pieniądza ma się doskonale. Kolejne banki wytaczają coraz dotkliwsze działa w walutowej bitwie. Ostatnio Bank Japonii „dorzucił” do obiegu swoją część, prowokując inne światowe centralne instytucje do analogicznych reakcji. Pieniądz bez pokrycia przedostaje się do gospodarki i zamiast ją stymulować, prowadzi do jej regresu. W tych okolicznościach Mohamed El-Arian, prezes największego na świecie funduszu obligacji – PIMCO potwierdza w „Financial Times”, że złoto to ceniona od lat marka i nieunikniony jest wzrost jego ceny. W podobnym tonie wypowiada się Peter Schiff, prezes Euro Pacific Capital. Złoto będzie wzmacniać swoją pozycję, ponieważ powody, dla których kupuje się kruszec pozostają niezmienne – coraz droższe konsumpcyjne towary, słabnący dolar. Ponadto obecne wyprzedaże według eksperta oczyszczą rynek ze spekulantów i rozpoczną prawdziwy „złoty rajd”.

Marc Faber, wydawca newslettera „Gloom Boom and Doom” twierdzi, że na obecnych spadkach warto dokupować fizyczny metal, ale należy wystrzegać się trzymania go w USA. Dlaczego? Według analityka wyprzedaż kruszcu może być rządową prowokacją. Teraz decydenci zaniżają ceny, aby następnie podać do wiadomości swoim obywatelom, że przechowywanie kruszcu jest nielegalne i wywłaszczyć ich własność. Nieprawdopodobne? Spójrzmy na 1933 rok – wówczas Amerykanie doświadczyli już konfiskaty. Tym razem rząd także może manipulować cenami złota (sztucznie je zaniżając), aby po zabraniu go obywatelom

zdewaluować walutę i wywindować kilkusetkrotnie jego wartość. Niech historia będzie i tym razem lekcją, z której wyciągniemy właściwe wnioski.

Obecnie, między amerykańskimi indeksami giełdowymi a realną gospodarką istnieje przepaść. Jak zauważa Faber:

rozdźwięk doprowadzi z pewnością do wielkiego krachu. Autorytet wśród inwestorów ostrzega, że silna korekta pojawi się już latem tego roku.

Inwestorzy muszą być ostrożni i dokonywać przemyślanych wyborów. Faber, który pozostaje wzorem dla nas, przyznaje: Nie sprzedam mojego złota. Na chwilę obecną maksymalna moja alokacja w złoto stanowi 25 procent aktywów. Kupuję złoto każdego miesiąca. Po ostatnich spadkach kupiłem więcej przy poziomie 1400 USD. Mam zamówienia na zakup przy 1300, 1200 i 1100 USD za uncję”. Faber nie pozostawia wątpliwości: fizyczne złoto chroni twój kapitał przed katastrofą. Jego aktualne niskie ceny to wyjątkowy moment do okazyjnego zakupu. Musimy się jednak spieszyć, ponieważ czasu pozostało niewiele – wkrótce nadejdzie kres preferencyjnych warunków i ceny metalu wzrosną niewyobrażalnie.


Piotr S. Wajda

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czy Polacy są biedni?

Czy Polacy są biedni?


Autor: natalia staśkowiak


Co roku GUS przeprowadza badanie dotyczące poziomu biedy w naszym kraju. Tegoroczne wyniki mogą co niektórych zaskoczyć. Raport dość obszerny w swojej formie przede wszystkim zwraca nam, Polakom, uwagę na to, że ilość rodaków żyjących w skrajnym ubóstwie się zmniejsza. Skąd to wiadomo?


Całe badanie GUS polega zazwyczaj na przeprowadzeniu ankiet wśród osób zainteresowanych. Polacy odpowiadają na kilkadziesiąt pytań. Jeśli ich odpowiedź w większości przypadków była negatywna, to taką osobę zaliczano do odpowiedniego stopnia biedy. Dla wielu taki rodzaj badań nie jest zbyt rzetelny i wiarygodny. Jednak niezaprzeczalnie wskazuje choć w minimalny sposób stopień życia w kraju.

Stereotypy stereotypami, ale jednak większość z nich potwierdziła to, co od dawna było dość znanym problemem, ale niekoniecznie ujawnianym.

Najbiedniejsi ludzie to, jak się okazuje, w dalszym ciągu osoby z niskim wykształceniem i gromadką dzieci. Ponadto, dalej problemem są osoby utrzymujące się wyłącznie z pomocy społecznej czy zasiłków rodzinnych. Co najciekawsze! Biedni to częściej młode osoby, dopiero wkraczające na rynek pracy. Nie oznacza to oczywiście, że osoby przebywające na emeryturze czy rencie żyją dostatnie. Mają jednak zapewniony pewien stały dochód na utrzymanie, co daje małą, ale zawsze płynność finansową.

Pomimo problemów wskazanych w raporcie GUS, Polak nie żyje na ulicy. Co prawda nie od razu jest go stać na zakup nieruchomości za gotówkę, ale zawsze może wziąć kredyt na sfinansowanie marzenia swojego życia. Państwo stara się oczywiście w tym pomóc. Finansuje różne programy dla młodych ludzi, m.in. Rodzina na swoim czy Singel na swoim.

Ile musimy zarobić, by nie być biednym?

Według badania kwota, powyżej której nie jesteśmy już uznawani przez państwo za biednych, to nieco ponad 1800 zł przy czteroosobowej rodzinie. Wydaje się to dość dziwne, szczególnie, jeśli mieszkamy w dużym mieście i wynajmujemy mieszkanie za 2000 tys. zł. Nie mamy jednak wówczas co liczyć na zbyt dużą pomoc socjalną, w końcu zarabiamy i mamy się dobrze.

GUS jednak mimo wszystko nas pociesza, wskazując, że nie jesteśmy już biedną Polską, żyjącą na poziomie państw afrykańskich. Jesteśmy dość biednym państwem, ale cóż, żyjemy wśród najbogatszych gospodarek świata. Tak, jakby miało to znaczenie podczas codziennych zakupów i przy odbieraniu comiesięcznej pensji.

Raport raportem, a czy coś się zmieni. Nie wiadomo. Z biedą nasze państwo boryka się już od dawna, raz jest lepiej raz gorzej. Kryzys jednak wciąż jest widoczny.

Co z tymi dziećmi?

O tym, ile wydajemy na dzieci, wiedzą rodzice. Wyprawka do szkoły, wakacje, jedzenie czy ubrania. Często na jedno dziecko potrzeba kilkaset złotych miesięcznie. Nie ma się zatem co dziwić temu, że biedę mniej odczuwa małżeństwo bezdzietne, aniżeli dla przykładu z czwórką dzieci.

Podsumowując

Wydaje się, że jeszcze przez najbliższe kilka lat nadal będziemy próbować dogonić Niemcy czy Szwajcarię. Z doświadczenia wiadomo, że mamy na to raczej nikłe szanse. Dla przeciętnego Polaka nie ma to chyba jednak większego znaczenia. Ważne, by wystarczyło na zakup domu, jedzenie i podstawowe potrzeby bez codziennego martwienie się o to, co będzie.

W kazdym razie z kredytami na mieszkanie nie pożegnamy się zbyt szybko, zwłaszcza, że ceny mieszkań nie spadną nagle z dnia na dzień.


http://polishproperty.eu/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Polska pogrążona w kryzysie czy zielona wyspa?

Polska pogrążona w kryzysie czy zielona wyspa?


Autor: Marta Michałek-Machniewska


Premier Donald Tusk w kolejnych przemówieniach, czy to na sali sejmowej, czy na konferencjach prasowych w kraju i za granicą, zawsze podkreślał, że sytuacja gospodarcza Polski jest bardzo dobra, zwłaszcza na tle pogrążonej w kryzysie Europy.


Nasz kraj określany był przez wielu polityków jako zielona wyspa, na wzór Irlandii, która jeszcze kilka lat temu notowała bardzo dynamiczny wzrost swojej gospodarki.

Patrząc na wyniki wzrostu gospodarczego w kolejnych krajach Europy, które niestety zniżkują w stosunku do analogicznych okresów z poprzednich lat, Polska rzeczywiście jawi się jako „zielona wyspa” pod względem gospodarczym. Jednakże czy sytuacja polskich przedsiębiorstw również na to wskazuje?

Czy kryzys ominął Polskę?

Od 2008 roku w Europie mamy do czynienia z rozprzestrzeniającym się kryzysem finansowym. Kolejne kraje strefy euro mają realne problemy z niewypłacalnością, czego najlepszym przykładem są: Grecja, Hiszpania czy Włochy. Tymczasem Polska wydaje się być omijana przez największe kryzysowe fale. Nasza rodzima gospodarka dobrze się rozwija, a być może to właśnie dzięki kryzysowi. Mówi się, że kryzys jest w stanie pozostawić na rynku tylko te firmy, które rzeczywiście mają szansę na rozwój i na przetrwanie w branży. W Polsce światowa recesja gospodarcza nie była tak mocno odczuwalna, jak w innych krajach, ale nie można powiedzieć, że w ogóle kryzys ominął nas szerokim łukiem.

Wystarczy wspomnieć o upadłości dużych spółek:
• Hut Szkła w Krośnie,
• Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Łapach,
• Techmeksu,
• Monnari Trade,
• Triada i SkyClub,
• PBG,
• Hydrobudowa.

Kondycja polskiej gospodarki od 4 lat pozostaje bardzo dobra, zwłaszcza przy tak niesprzyjających okolicznościach. Polskie firmy musiały odczuć kryzys państw sąsiadujących, przede wszystkim w dziedzinie eksportu. Zmalała ich rentowność, ale całkiem nieźle radzą sobie nadal na rynku, wypracowując zyski, choć ich produkcja i poziom aktywów maleje. Kryzys skłania przedsiębiorców do reorganizacji swojej działalności, lepszego dopasowania swojego profilu produkcji do oczekiwań klientów oraz do zoptymalizowania swoich działań. Niestety, część firm z uwagi na mniejsze zamówienia i zmniejszoną produkcję, musiała zwolnić część kadry pracowniczej.

Zwolnienia grupowe

Duże, międzynarodowe firmy, mające swoje oddziały w Polsce, jak i te, które największe zyski czerpały z wymiany handlowej z zagranicą, musiały zmniejszyć zatrudnienie, ponieważ w innym przypadku musiałyby ponosić zbyt wysokie koszty. Zwolnienia grupowe w dobie kryzysu są na porządku dziennym. W Polsce były one zapowiadane w branży budowlanej, spożywczej i odzieżowej. Na taki krok zdecydowały się między innymi takie firmy jak:
• Orange,
• Bomi,
• PZU,
• Grupa TVN,
• Mostostal Warszawa,
• Bank DnB Nord,
• Bank BNP Paribas,
• Animeks,
• Agencja Rynku Rolnego.

Najczęściej powodem zwolnień była jednak obawa pracodawców przed recesją w Polsce. Kryzys jednak nadal jest „łaskawy” dla polskich firm.

Bezrobocie skutkiem kryzysu w Polsce

Obawy przed rozprzestrzenieniem się kryzysu gospodarczego w Europie również na Polskę spowodowały, że polskie przedsiębiorstwa zaczęły obawiać się o swoje przetrwanie na rynku. To spowodowało zaś zmniejszanie zatrudniania pracowników, co wywołało wzrost stopy bezrobocia w kraju. Zostało to pokazane na poniższym wykresie.

Wykres-numer-11

Źródło: Dane głównego urzędu statystycznego z lat 2007-2012. http://www.stat.gov.pl/gus/5840_677_PLK_HTML.htm

Jedynie w lipcu 2008 roku nastąpił wyraźny spadek stopy bezrobocia w Polsce. W kolejnych, okresach w latach 2009-2012 obserwowaliśmy nieznaczny, ale niezmienny wzrost bezrobocia w naszym kraju.

Polskie PKB

Przynajmniej w dziedzinie produktu krajowego brutto i jego dynamiki Polska rzeczywiście ma się czym chwalić. Wystarczy spojrzeć na poniższy wykres, który obrazuje, jak polski wzrost gospodarczy wygląda na tle innych krajów europejskich.

Wykres-numer-2

Źródło: Eurostat

Czwarte miejsce Polski w 2011 roku w dziedzinie wzrostu gospodarczego na tle krajów Unii Europejskich jest dużym sukcesem. Wyprzedziliśmy w rocznym wzroście gospodarczym, liczonym w stosunku do 2010 roku takie państwa jak Niemcy, Francja czy Finlandia.

Bieżące wyniki dynamiki PKB pochodzące z II kwartału 2012 roku również wypadają bardzo dobrze. Polski wzrost gospodarczy wyniósł w tym okresie 2,5%, co jest wynikiem bardzo dobrym na tle Europy, ale znacznie słabszym, niż w roku ubiegłym.
Agencja ratingowa Moody`s wskazała, że Polska co prawda w latach 2008-2011 miała niższe PKB na osobę niż wiele innych krajów Europy Środkowej, ale utrzymała stabilne tempo wzrostu, nawet w czasie globalnego kryzysu finansowego. Skumulowany wzrost PKB w latach 2008-2011 dla Polski wyniósł 15,8%, podczas gdy średnia unijna wynosiła -0,5%.

Wyniki finansowe polskich firm

Jak realnie wygląda sytuacja polskich firm w dobie kryzysu, który trwa już od 4 lat? Rzetelny obraz przedstawiają wyniki analiz statystycznych publikowane przez GUS.

Tabela

Źródło: http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/pgwf_wyniki_finan_przedsieb_niefinan_1_06_2012.pdf

Przychody z całokształtu działalności gospodarczej przedsiębiorstw niefinansowych wzrosły w pierwszych czterech miesiącach 2012 roku w stosunku do analogicznego okresu roku 2011, o nieco ponad 8%. Jednocześnie, wzrosły również koszty uzyskania owych przychodów o 9,8%. Sytuacja polskich przedsiębiorstw nie jest najlepsza, ponieważ w perspektywie najnowszych danych z Głównego Urzędu Statystycznego widać, że diametralnie wzrosła strata netto przedsiębiorstw niefinansowych. Strata powiększyła się rok do roku o nieco ponad 50%, zaś zysk obniżył się o niecałe 9%. Wskazuje to, że Polska wkrótce może mieć poważne problemy gospodarcze. Małe i średnie firmy będą najbardziej narażone na bankructwo. Proces upadłości wielu polskich firm w tym roku postępuje bardzo szybko. W ciągu pierwszych 8 miesięcy 2012 roku upadło ponad 600 przedsiębiorstw, co pokazują wyniki badań firmy Euler Hermes.

Podsumowanie

O ile w ciągu pierwszych 4 lat trwania kryzysu finansowego w Europie Polska gospodarka miała się bardzo dobrze i utrzymywała przyzwoite tempo wzrostu na tle innych krajów europejskich, o tyle w 2012 roku jej dynamika wzrostu zdecydowanie wyhamowała. Najnowsze, międzynarodowe prognozy pokazują, że wzrost PKB w 2013 roku najpewniej nie przekroczy granicy 2,5%. Można wnioskować na tej podstawie, że Polska w końcu zostanie dotknięta falą post kryzysu. Publikowane dane statystyczne pokażą, jak nasza rodzima gospodarka poradzi sobie z tą niekorzystną sytuacją.


Taskbeat.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.